Wszelki ból jest złem, ale nie każdego bólu należy unikać.
czwartek, 6 lutego 2014
Rozdział 2:
2 miesiące później...
Razem z Willem wszystko powiedzieliśmy mamie, nie była zła ani nic. Powiedziała, że możemy na nią liczyć. Dała mu jakieś ubrania, nawet nie wiem skąd je miała. W mieście nikt go nie rozpoznał, nikt nie zorientował się, że przechodzi obok księcia Liberii. Był bezpieczny. Ale jednak to kwestia czasu, aż nie natkniemy się na strażników czy Caleba, więc dlatego większość dnia spędzaliśmy na wzgórzu czy nad rzeką, gdzie nikt nie przychodzi. Czas w towarzystwie Willa był niezwykły, dowiedziałam się tyle nowych informacji o zamku, jak tam jest, jak się żyje. Wymienialiśmy się informacjami o naszym życiu i dzięki temu już znaliśmy się bardzo dobrze, jednak wiem, że on cały czas będzie zaskakiwał czymś nowym. Jest inny niż wszyscy, ale nie przez to, że jest księciem, nawet nie pokazuje tego. Zachowuje się tak jakby od urodzenia wychowywał się w prostej rodzinie. Jednak wychodząc z nim na spacer po mieście, mam wrażenie, że w każdej chwili ktoś krzyknie " To jest syn króla! Zawołajcie straż!". I później już go nie zobaczę. Ale w sumie, prędzej czy później i tak w końcu będzie musiał wrócić do zamku. Nie mam pojęcia jak zareaguję, ale dopóki tu jest... Jest dobrze, będę się zamartwiała jego zniknięciem, gdy już go tu nie będzie, ale jest i czuję się lepiej. Z takimi myślami wstałam z łóżka, które następnie poprawiłam i poszłam do łazienki się ubrać. Założyłam na siebie luźną, białą tunikę, jasne spodnie, i buty za kostkę, a swoje blond włosy z czekoladowymi pasemkami, rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół, gdzie jak zwykle byli już mama z Willem.
- Hej, wam. - Przywitałam się, a następnie usiadłam przy stole, na przeciwko szatyna.
- Hej. - Również się przywitał z uśmiechem, a ja nie byłam dłużna.
- Nareszcie wstałaś Vinesso. Zjedzcie śniadanie. - Powiedziała, stawiając talerz z kanapkami.
- A ty nie jesz? - Spytałam się.
- Nie, ja już jadłam wcześniej. - Odpowiedziała. Patrząc się na nią, dopiero teraz zauważyłam, że ma zmartwiony wyraz twarzy.
- Mamo, czy coś się stało?
- Po prostu widziałam dzisiaj na mieście pełno strażników, a jeszcze Caleb przyjeżdża dzisiaj. - Odpowiedziała jeszcze bardziej zmartwiona, a ja z przerażeniem spojrzałam na chłopaka.
- Nie martw się, nie znaleźli mnie przez 2 miesiące, będzie dobrze. - Powiedział widząc mój wzrok.
- I oto chodzi. - Wstałam od stołu. - Nie znaleźli cie, aż dwa miesiące! Bo nie było tu aż tak wielu strażników! A teraz ma jeszcze przyjechać Caleb, wiesz o tym, że jako generał, będzie musiał sprowadzić cie z powrotem do zamku! - Krzyknęłam, a następnie wybiegłam z domu. Skierowałam się w stronę wzgórza. Nie wiem ile czasu zabrało mi dotarcie tu, ale gdy tylko już byłam na wzgórzu, usiadłam na trawie i zaczęłam wpatrywać się w miasto. Nie chciałam myśleć o tym, że Willa by tu nie było. Przyzwyczaiłam się, że gdy wstaję rano, on już jest na dole w kuchni, że idziemy razem na wzgórze. Odkąd go bardziej poznałam, stał się moim przyjacielem, wiem że mogę mu ufać. Nie chciałam stracić go, tak jak straciłam ojca. Czułam jak słone łzy spływają po moim policzku, zawsze tak reagowałam na jakąkolwiek wzmiankę o tacie.
- Wszystko w porządku? - Rozpoznałam głos Willa, który już siedział obok mnie.
- Tak... wszystko jest dobrze. - Odpowiedziałam, a po mojej twarzy jeszcze mocniej spływały łzy.
- To dlaczego płaczesz? - Spytał się znowu, tym razem bardziej mi się przyglądając.
- Po prostu rozmyślałam o tym, że nie chce aby cie znaleźli, bo jeśli by się tak stało, nie zobaczyłam bym cię już w ogóle, zniknąłbyś tak jak mój tata.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment aby pytać o to, ale jak to twój tata zniknął?
- Gdy miałam dziewięć lat, mój ojciec razem z myśliwymi poszli do lasu, na polowanie. Obiecał mi, że nim się obejrzę, będzie z powrotem. Minęły trzy dni, jak myśliwymi wrócili do miasta. Razem z mamą zaczęłyśmy wypatrywać tatę, ale wtedy podszedł jeden z nich i powiedział, że tata zaginął. Zorganizowano grupę poszukiwawczą, szukali go dwa tygodnie, niestety nie znaleźli żadnych śladów ojca. - Z trudem opowiedziałam mu o tym. To wspomnienie było dla mnie jak nóż wbity w plecy.
- Rozumiem co czujesz. Ale mimo tych przeżyć, jesteś silna. - Na te słowa prychnęłam.
- Nie jestem silna, tylko udaję. To wzgórze, na którym siedzimy, ma dla mnie szczególne znaczenie. Razem z tatą zawsze tu przychodziliśmy. Nawet mama nigdy nie do wiedziała się o nim, to był sekret mój i taty. To tutaj spędzałam z nim popołudnia i wieczory. Dlatego, więc gdy nie mam co robić, to przychodzę tutaj i daję upust emocjom, bo wiem, że nikt mnie tu nie zobaczy. - Czułam jak na sercu robi mi się lżej, gdy to mówiłam.Nie pamiętam momentu, kiedy mnie przytulił, ale tego mi było potrzeba.
- Posłuchaj, naprawdę mi się tutaj spodobało. Spotkałem wspaniałych ludzi, o których rodzice nigdy mi nie powiedzieli. Poznałem twoją matkę, a przede wszystkich miałem szczęście, bo poznałem ciebie. Mimo tego co mówisz, jesteś odważna i silna, a dzięki temu przetrwasz. Jeśli tak się stanie, że znowu wylądują w zamku, to zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby znowu tu trafić, żeby zobaczyć się z tobą, ale jeśli nie uda mi się uciec, możesz być pewna, że czas spędzony tutaj, z tymi wspaniałymi ludźmi, z twoją matką i z tobą, jest najlepszą rzeczą jaką kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. - Jego słowa były takie wspaniałe, podniosły mnie na duchu i to bardzo.
- Chodźmy już. - Oznajmiłam, a następnie udaliśmy w stronę powrotną.
Tak jak mówiła mama, w mieście roiło się od straży, dlatego z Willem musieliśmy być ostrożni. Gdy już doszliśmy do domu i lekko uchyliłam drzwi, usłyszałam jak mama z kimś rozmawia.
- Na pewno za niedługo przyjdzie, z resztą znasz ją, jak gdzieś pójdzie i się zasiedzi może wrócić naprawdę późno. - Powiedziała mama.
- Nie powinnaś jej na to pozwalać. - Od razu rozpoznałam ten głos. Należał on do Caleba. Po cichu przymknęłam drzwi i pociągnęłam za sobą Willa.
- Co się stało? - Spytał się, gdy wchodziliśmy do stodoły.
- Caleb jest. - Odpowiedziałam i usiadłam na belce słomy, a chłopak obok mnie.
- No to problem. Co z tym zrobimy?
- Nie wiem. Na razie trzeba się dostać do domu i chyba mam plan. - Uśmiechnęłam się. Widząc pytające spojrzenie Willa, kontynuowałam. - Wejdziesz przez okno do swojego pokoju, ino wtedy będziesz musiał być naprawdę cicho. Ja tymczasem wejdę frontowymi, przywitam się i tak dalej. Następnie zgarnę jedzenie i najwyżej posiedzimy u ciebie lub u mnie. - Wyjaśniłam swój genialny plan.
- To się może udać. - Powiedział i wstał. - Chodź, im szybciej to zrobimy tym lepiej. - Wstałam i udaliśmy się w stronę tyłów domu. Przy oknie Willa była drabina, więc nie trzeba było się wysilać. Gdy już upewniłam się, że jest w pokoju, udałam się do frontowych drzwi. Gdy już doszłam wzięłam wdech wydech i otworzyłam drzwi.
- Caleb! - Zawołałam.
- Ja też się cieszę, że cię widzę Vinesso. Gdzie byłaś tak długo? - Spytał się, gdy zaczęłam przygotowywać posiłek.
- No wiesz, tam i tu. - Odpowiedziałam wymijająco.
- Może tak jaśniej? Jakby nie patrząc jestem twoim opiekunem, nie licząc twojej mamy.
- Właśnie! Opiekunem, nie ojcem, więc mogę chodzić, gdzie chcę i kiedy chcę, a tobie nic do tego. A teraz idę na górę, życzę udanego dnia. - Wzięłam tacę, na której był talerz z kanapkami, dzbanek gorącej herbaty i dwa kubki. Następnie schodami skierowałam się na górę. Pokój Willa znajdował w prawym korytarzu, po lewej stronie, i tam właśnie się udałam.
____________________________________________
I jest już 2 rozdział ! :) Za błędy bardzo przepraszam.
Pozdrawiam :)
środa, 25 grudnia 2013
Rozdział 1:
Obserwowałam spokojną twarz szatyna. Nie wyrażała już bólu, teraz pogrążona była w błogim śnie. Jego brązowa grzywka lekko nachodziła na oczy. Coś mi podpowiadało aby ją odgarnąć, jednak nie zrobiłam tego. Patrząc teraz na niego nie mogłam pojąć, że jeszcze cztery dni temu był niemalże trupem. Brudny, spocony, obolały, z wysoką gorączką, w takim stanie znaleźli go myśliciele w lesie . Od razu zanieśli go do mojej mamy Alexy, która była uzdrowicielką w Liberii. Zaczęła biegać od kuchni do pokoju, ale zaczynało jej brakować rąk, więc jej pomogłam jak tylko mogłam. Od śmierci dzieliły go tylko chwile, nigdy nie widziałam mamy tak wystraszonej i zdenerwowanej jednocześnie. W końcu po jakimś czasie z wielkim spokojem mogłyśmy powiedzieć, że będzie żył, że nic już nie zagraża jego życiu. Teraz tylko trzeba było czekać aż się obudzi. Nie miałam pojęcia, ile czasu minie jak to się stanie, więc zeszłam na dół do kuchni, gdzie była tylko mama ; miała długie blond włosy, szare oczy i jasną karnację. Jej twarz zdobiły dwa rumieńce i uśmiech, gdy nie była zajęta pracą. Miła, ciepła, radosna i opiekuńcza, to były jej najlepsze cechy, jakie można było dostrzec.
- Bez zmian? - Spytała się mnie, gdy usiadłam przy stole.
- Tak, ciągle śpi. - Odpowiedziałam.
- Będzie dobrze. A teraz mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką? - Znając jej prośby, można było spodziewać się wszystkiego.
- Dzisiaj miały mi do zamku przybyć nowe dostawy lekarstw, Caleb miał je przywieźć, ale jak widzisz, nie ma go i czy byś mogła pojechać? - Caleb jest najlepszym przyjacielem mamy, pomógł nam bardzo po tym, jak ojciec przepadł bez śladu sześć lat temu. Ale i nawet bez niego we dwie dajemy sobie radę, przecież musimy. Caleb jest również generałem straży króla, dlatego nie ma go często w domu, ale gdy tylko przyjeżdża, spędza z nami każdą chwilę.
- Jasne, nie ma sprawy. - Wstałam, i gdy już wyszłam skierowałam się do stajni, gdzie przebywać mój kary ogier Tierro. Osiodłałam go i galopem popędziłam w stronę zamku. Mknęłam przez wieś jak burza. Czułam, że nic mnie nie zatrzyma i tak właśnie było. Gdy tylko dojechałam do celu, zatrzymałam Tierro, przed bramą, a stajenny zaprowadził go do stajni.
- Dzień dobry, jestem córką uzdrowicielki Alexy. Mama prosiła mnie, abym przyjechała po dostawę lekarstw. - Wyjaśniłam strażnikom, którzy stali przed bramą. Jednak oni nic nie mówiąc, otworzyli wcześniej wspomnianą bramę i pobiegłam do Caleba. Niestety na placu, gdzie był trening nie było go. Udałam się do zamku, przed wejściem tak jak przed bramą stali strażnicy.
- Dzień dobry, jestem córką uzdrowicielki Alexy. Prosiła mnie, abym przyjechała po dostawę lekarstw. Miał je przywieźć przyjaciel mamy, generał Caleb, niestety nie zjawił się, i teraz go szukam. Czy panowie może wiedzą, gdzie może być? - Spytałam się, po tym jak im wyjaśniłam co tu robię.
- Proszę wejść i spytać się służby, oni powinni wiedzieć. - Odpowiedział i mnie wpuścił. Gdy tylko weszłam moim oczom rzuciło się bogato zdobione wnętrze i mnóstwo obrazów na ścianach. Zafascynowana wyglądem zamku, prawie bym minęła jakiegoś mężczyznę; miał czarne włosy, ale można było dostrzec pojedyncze siwe włosy, jego wyraz twarzy był poważny i mądry, a oczy miał ciemno brązowe.
- Przepraszam, gdzie znajdę generała Caleba? - Spytałam się.
- A kim panienka jest? - Zamiast odpowiedzieć, zadał pytanie.
- Jestem córką uzdrowicielki Alexy, dzisiaj miała przybyć nowa dostawa lekarstw, a mama prosiła mnie, abym odebrała leki. - Odpowiedziałam.
- Ach tak, generał Caleb, coś wspominał, a znajdziesz go w sali tronowej. Cały czas prosto. - Wskazał ręką kierunek, w którym zmierzałam.
- Dziękuję bardzo. - Podziękowałam i udałam się we wskazany kierunek. Idąc podziwiałam przeróżne obrazy. Zatrzymałam się przy jednym z nich. Był to portret chłopca o szatynowych włosach, zielonych oczach i miłej twarzy, na samym dole portretu było farbą napisane imię: William. Chłopiec na portrecie mógł mieć może dziesięć albo więcej lat. Spojrzałam na następny obraz. Przedstawiał grupę ludzi, którzy byli ubrani w czarne stroje. Dziewięć mężczyzn i dwie kobiety, wszyscy mieli broń. Przyjrzałam się namalowanym postaciom i wśród nich rozpoznałam Caleba i rodziców. Czemu byli namalowani na obrazie, który wisi w zamku?!
- Czyżby cię zafascynował ten obraz? - Usłyszałam męski głos za sobą i jak oparzona się odwróciłam. Moim oczom ukazał się mężczyzna po trzydziestce, miał ciemno brązowe włosy i zielone oczy, takie same jak chłopak z portretu. Z determinacją w oczach, patrzyłam się na króla Liberii.
- Może być, panie. - Odpowiedziałam bez strachu. - Wybacz mi królu, ale właśnie zmierzałam do sali tronowej, bo podobno jest tam... - Nie dokończyłam.
- Vinesso! - Rozpoznałam głos Caleba, który szedł w naszą stronę. Po chwili był już obok mnie. - Co tu robisz?
- Miałeś przywieźć dostawę lekarstw dla mamy. - Przypomniałam.
- Mam nadzieję, że Aleksa nie jest zła... - Mruknął cicho pod nosem, ale ja i tak to usłyszałam.
- Nie, nie jest. A właściwie czemu ich nie przywiozłeś? - Spytałam się i uniosłam lewą brew do góry.
- Mamy urwanie głowy, szukamy.... kogoś. - Odpowiedział.
- Możesz powiedzieć generale. - Wtrącił się król. - Szukamy mojego syna Willa. Ostatnio, gdy uciekał był w lesie. Może go widziałaś, słyszałem że podobno dużo przebywasz w lasach. W dniu ucieczki miał na sobie.... Białą koszulę do łokcia, beżowe spodnie i ciemne buty. Widziałaś kogoś tak ubranego?
- Nie. - Odpowiedziałam szybko. Za szybko. - Calebie, dasz mi te leki? Chciałabym już wrócić do domu. - Zmieniłam temat.
- Tak, już oczywiście. Chodź za mną. Dam jej tylko torbę i zaraz ruszamy na dalsze poszukiwania. - Poinformował króla i poszedł w stronę wyjścia.
- Do widzenia panie, miłego dnia. - Pożegnałam się i pobiegłam za Calebem, który był już trochę daleko.
*****
Wyczyściłam Tierro i dałam mu jedzenie oraz picie, wzięłam torbę z lekami i ruszyłam do domu. A w nim zaskoczył mnie pewien widok. Mianowicie mama gadała z chłopakiem, którego opatrzyliśmy. Miał na sobie ciemno zieloną koszulę do łokci, ciemne spodnie i ciemne buty.
- A to jest moja córka Vinessa. - Przedstawiła mnie mama, gdy tylko spostrzegła, że stoję w domu.
- Cześć, jestem Will. - Również się przedstawił, a mnie zamurowało. Jednak postanowiłam, że pogadam z nim później.
- Miło mi. - Odparłam. Następnie oddałam mamie torbie i usiadłam przy stole, dokładnie na przeciwko chłopaka. - Jak się czujesz?
- Jak nowo narodzony. Twoja mama opowiedziała mi wszystko, dziękuję bardzo za okazałą pomoc. Jeśli tylko będę mógł się jakoś od wdzięczyć, będę szczęśliwy mogąc spełnić waszą prośbę. - Odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Właściwie Will, chciałam z tobą porozmawiać. Może się przejdziemy?
- Oczywiście. - Wstaliśmy i wyszliśmy z domu.
W milczeniu kierowaliśmy na najwyższe wzgórze. Droga zajęłam nam dwadzieścia minut. Po do tarciu usiedliśmy na trawie. Ze wzgórza było widać miasto i zamek. Z tym miejscem wiążą mnie wspaniałe wspomnienia. Za nim tata zniknął, to tutaj zawsze mnie zabierał, gdy mama nie miała dla mnie czasu, a to zdarzało jej się często. Wieku siedmiu latu, w tym miejscu spojrzałam na tatę inaczej niż zwykle. Widziałam go jako wzór do naśladowania. Ale niestety dwa lata później tata zaginął, a ja przychodziłam tutaj, tylko po to aby się wypłakać i po wspominać, mimo że to boli. Pogrążając się w smutku, prawie zapomniałam o tym, że nie jestem tu sama.
- Will...- Zaczęłam.
- Tak? - Spytał się tak jakby sam zatracił się w swoich myślach.
- Nie będę owijać w bawełnę, chce wiedzieć skąd jesteś.
- Ja... nie chcesz wiedzieć. - Rzekł.
- Dlaczego? Powiedz mi skąd jesteś, proszę. - Powiedziałam błagalnym tonem.
- Och. - Widziałam jak jego wzrok ucieka w stronę zamku. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Dopiero parę chwil później po zlepiałam wszystko do całości. Portret chłopca w zamku, król i jego mowa o tym, że zaginął mu syn...
- Jesteś synem króla, prawda? - Spytałam z lekkim przerażeniem.
- Tak, niestety. - Odpowiedział, a następnie spojrzał na mnie smutnym wyrazem twarzy. - Zrozumiem jeśli zaraz pobiegniesz, do zamku czy do strażników, którzy patrolują miasto.
- Will, co ty gadasz? Nie znam cie dobrze, ale musisz mieć swoje powody dla, których uciekłeś z zamku. Ale mogę ci obiecać, że dopóki nie będziesz sam tego chciał, nikomu nic nie powiem. - Musiałam mu to obiecać, nie wytrzymałam widoku jego smutnych, pięknych, zielonych oczu.
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile do dla mnie znaczy. - Podziękował z wyraźną ulgą, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie ma sprawy, ale musisz wiedzieć, że generał Caleb, jest przyjacielem mojej mamy, więc musimy być ostrożni, bo może się zjawić niespodziewanie. - Ostrzegłam go.
- Na pewno coś wymyślimy.
- Chyba można powiedzieć, że to początek nowej przyjaźni. - Rzekłam.
- Tak, masz rację. - Zgodził się ze mną.
Następnie zaczęliśmy się bardziej poznawać. Rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, ulubionych potrawach, w sumie o wszystkim. Ale zaczęło robić się ciemno i musieliśmy wracać do domu.
________________________________________
I pierwszy rozdział już jest :D Za błędy, powtórzenia przepraszam, ale mam z tym mały problem :/
Mam nadzieję, że mimo tych błędów rozdział się spodoba :)
Miłego czytania :D
- Bez zmian? - Spytała się mnie, gdy usiadłam przy stole.
- Tak, ciągle śpi. - Odpowiedziałam.
- Będzie dobrze. A teraz mogę mieć do ciebie prośbę?
- Jaką? - Znając jej prośby, można było spodziewać się wszystkiego.
- Dzisiaj miały mi do zamku przybyć nowe dostawy lekarstw, Caleb miał je przywieźć, ale jak widzisz, nie ma go i czy byś mogła pojechać? - Caleb jest najlepszym przyjacielem mamy, pomógł nam bardzo po tym, jak ojciec przepadł bez śladu sześć lat temu. Ale i nawet bez niego we dwie dajemy sobie radę, przecież musimy. Caleb jest również generałem straży króla, dlatego nie ma go często w domu, ale gdy tylko przyjeżdża, spędza z nami każdą chwilę.
- Jasne, nie ma sprawy. - Wstałam, i gdy już wyszłam skierowałam się do stajni, gdzie przebywać mój kary ogier Tierro. Osiodłałam go i galopem popędziłam w stronę zamku. Mknęłam przez wieś jak burza. Czułam, że nic mnie nie zatrzyma i tak właśnie było. Gdy tylko dojechałam do celu, zatrzymałam Tierro, przed bramą, a stajenny zaprowadził go do stajni.
- Dzień dobry, jestem córką uzdrowicielki Alexy. Mama prosiła mnie, abym przyjechała po dostawę lekarstw. - Wyjaśniłam strażnikom, którzy stali przed bramą. Jednak oni nic nie mówiąc, otworzyli wcześniej wspomnianą bramę i pobiegłam do Caleba. Niestety na placu, gdzie był trening nie było go. Udałam się do zamku, przed wejściem tak jak przed bramą stali strażnicy.
- Dzień dobry, jestem córką uzdrowicielki Alexy. Prosiła mnie, abym przyjechała po dostawę lekarstw. Miał je przywieźć przyjaciel mamy, generał Caleb, niestety nie zjawił się, i teraz go szukam. Czy panowie może wiedzą, gdzie może być? - Spytałam się, po tym jak im wyjaśniłam co tu robię.
- Proszę wejść i spytać się służby, oni powinni wiedzieć. - Odpowiedział i mnie wpuścił. Gdy tylko weszłam moim oczom rzuciło się bogato zdobione wnętrze i mnóstwo obrazów na ścianach. Zafascynowana wyglądem zamku, prawie bym minęła jakiegoś mężczyznę; miał czarne włosy, ale można było dostrzec pojedyncze siwe włosy, jego wyraz twarzy był poważny i mądry, a oczy miał ciemno brązowe.
- Przepraszam, gdzie znajdę generała Caleba? - Spytałam się.
- A kim panienka jest? - Zamiast odpowiedzieć, zadał pytanie.
- Jestem córką uzdrowicielki Alexy, dzisiaj miała przybyć nowa dostawa lekarstw, a mama prosiła mnie, abym odebrała leki. - Odpowiedziałam.
- Ach tak, generał Caleb, coś wspominał, a znajdziesz go w sali tronowej. Cały czas prosto. - Wskazał ręką kierunek, w którym zmierzałam.
- Dziękuję bardzo. - Podziękowałam i udałam się we wskazany kierunek. Idąc podziwiałam przeróżne obrazy. Zatrzymałam się przy jednym z nich. Był to portret chłopca o szatynowych włosach, zielonych oczach i miłej twarzy, na samym dole portretu było farbą napisane imię: William. Chłopiec na portrecie mógł mieć może dziesięć albo więcej lat. Spojrzałam na następny obraz. Przedstawiał grupę ludzi, którzy byli ubrani w czarne stroje. Dziewięć mężczyzn i dwie kobiety, wszyscy mieli broń. Przyjrzałam się namalowanym postaciom i wśród nich rozpoznałam Caleba i rodziców. Czemu byli namalowani na obrazie, który wisi w zamku?!
- Czyżby cię zafascynował ten obraz? - Usłyszałam męski głos za sobą i jak oparzona się odwróciłam. Moim oczom ukazał się mężczyzna po trzydziestce, miał ciemno brązowe włosy i zielone oczy, takie same jak chłopak z portretu. Z determinacją w oczach, patrzyłam się na króla Liberii.
- Może być, panie. - Odpowiedziałam bez strachu. - Wybacz mi królu, ale właśnie zmierzałam do sali tronowej, bo podobno jest tam... - Nie dokończyłam.
- Vinesso! - Rozpoznałam głos Caleba, który szedł w naszą stronę. Po chwili był już obok mnie. - Co tu robisz?
- Miałeś przywieźć dostawę lekarstw dla mamy. - Przypomniałam.
- Mam nadzieję, że Aleksa nie jest zła... - Mruknął cicho pod nosem, ale ja i tak to usłyszałam.
- Nie, nie jest. A właściwie czemu ich nie przywiozłeś? - Spytałam się i uniosłam lewą brew do góry.
- Mamy urwanie głowy, szukamy.... kogoś. - Odpowiedział.
- Możesz powiedzieć generale. - Wtrącił się król. - Szukamy mojego syna Willa. Ostatnio, gdy uciekał był w lesie. Może go widziałaś, słyszałem że podobno dużo przebywasz w lasach. W dniu ucieczki miał na sobie.... Białą koszulę do łokcia, beżowe spodnie i ciemne buty. Widziałaś kogoś tak ubranego?
- Nie. - Odpowiedziałam szybko. Za szybko. - Calebie, dasz mi te leki? Chciałabym już wrócić do domu. - Zmieniłam temat.
- Tak, już oczywiście. Chodź za mną. Dam jej tylko torbę i zaraz ruszamy na dalsze poszukiwania. - Poinformował króla i poszedł w stronę wyjścia.
- Do widzenia panie, miłego dnia. - Pożegnałam się i pobiegłam za Calebem, który był już trochę daleko.
*****
Wyczyściłam Tierro i dałam mu jedzenie oraz picie, wzięłam torbę z lekami i ruszyłam do domu. A w nim zaskoczył mnie pewien widok. Mianowicie mama gadała z chłopakiem, którego opatrzyliśmy. Miał na sobie ciemno zieloną koszulę do łokci, ciemne spodnie i ciemne buty.
- A to jest moja córka Vinessa. - Przedstawiła mnie mama, gdy tylko spostrzegła, że stoję w domu.
- Cześć, jestem Will. - Również się przedstawił, a mnie zamurowało. Jednak postanowiłam, że pogadam z nim później.
- Miło mi. - Odparłam. Następnie oddałam mamie torbie i usiadłam przy stole, dokładnie na przeciwko chłopaka. - Jak się czujesz?
- Jak nowo narodzony. Twoja mama opowiedziała mi wszystko, dziękuję bardzo za okazałą pomoc. Jeśli tylko będę mógł się jakoś od wdzięczyć, będę szczęśliwy mogąc spełnić waszą prośbę. - Odpowiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Właściwie Will, chciałam z tobą porozmawiać. Może się przejdziemy?
- Oczywiście. - Wstaliśmy i wyszliśmy z domu.
W milczeniu kierowaliśmy na najwyższe wzgórze. Droga zajęłam nam dwadzieścia minut. Po do tarciu usiedliśmy na trawie. Ze wzgórza było widać miasto i zamek. Z tym miejscem wiążą mnie wspaniałe wspomnienia. Za nim tata zniknął, to tutaj zawsze mnie zabierał, gdy mama nie miała dla mnie czasu, a to zdarzało jej się często. Wieku siedmiu latu, w tym miejscu spojrzałam na tatę inaczej niż zwykle. Widziałam go jako wzór do naśladowania. Ale niestety dwa lata później tata zaginął, a ja przychodziłam tutaj, tylko po to aby się wypłakać i po wspominać, mimo że to boli. Pogrążając się w smutku, prawie zapomniałam o tym, że nie jestem tu sama.
- Will...- Zaczęłam.
- Tak? - Spytał się tak jakby sam zatracił się w swoich myślach.
- Nie będę owijać w bawełnę, chce wiedzieć skąd jesteś.
- Ja... nie chcesz wiedzieć. - Rzekł.
- Dlaczego? Powiedz mi skąd jesteś, proszę. - Powiedziałam błagalnym tonem.
- Och. - Widziałam jak jego wzrok ucieka w stronę zamku. Na początku nie wiedziałam o co mu chodzi. Dopiero parę chwil później po zlepiałam wszystko do całości. Portret chłopca w zamku, król i jego mowa o tym, że zaginął mu syn...
- Jesteś synem króla, prawda? - Spytałam z lekkim przerażeniem.
- Tak, niestety. - Odpowiedział, a następnie spojrzał na mnie smutnym wyrazem twarzy. - Zrozumiem jeśli zaraz pobiegniesz, do zamku czy do strażników, którzy patrolują miasto.
- Will, co ty gadasz? Nie znam cie dobrze, ale musisz mieć swoje powody dla, których uciekłeś z zamku. Ale mogę ci obiecać, że dopóki nie będziesz sam tego chciał, nikomu nic nie powiem. - Musiałam mu to obiecać, nie wytrzymałam widoku jego smutnych, pięknych, zielonych oczu.
- Dziękuję, nawet nie wiesz ile do dla mnie znaczy. - Podziękował z wyraźną ulgą, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie ma sprawy, ale musisz wiedzieć, że generał Caleb, jest przyjacielem mojej mamy, więc musimy być ostrożni, bo może się zjawić niespodziewanie. - Ostrzegłam go.
- Na pewno coś wymyślimy.
- Chyba można powiedzieć, że to początek nowej przyjaźni. - Rzekłam.
- Tak, masz rację. - Zgodził się ze mną.
Następnie zaczęliśmy się bardziej poznawać. Rozmawialiśmy o naszych zainteresowaniach, ulubionych potrawach, w sumie o wszystkim. Ale zaczęło robić się ciemno i musieliśmy wracać do domu.
________________________________________
I pierwszy rozdział już jest :D Za błędy, powtórzenia przepraszam, ale mam z tym mały problem :/
Mam nadzieję, że mimo tych błędów rozdział się spodoba :)
Miłego czytania :D
środa, 18 grudnia 2013
Prolog:
Człowiek rodzi się i umiera, a pomiędzy życiem i śmiercią jest pewien odcinek, w którym trzeba dorosnąć, porzucić dzieciństwo i stać się odpowiedzialnym za swoje czyny. Niektórzy porównują życie do słońca, które wschodzi o poranku, a zachodzi, po to żeby zrobić miejsce nocy. Codziennie trzeba dokonywać ciężkich wyborów, które mają wpływ na naszą przyszłość. Nie można pozwolić na to, aby kto inny wybierał za nas drogę, którą będziemy podążać. Jednak nie wszyscy mamy prawo do własnego zdania. Takim przykładem jest 15-letni Will, którego obowiązkiem jest zostanie królem Liberii. Ojciec cały czas mu o tym mówi, w końcu chłopak ma dość i postanawia uciec od murów zamku, oraz ciszyć się odzyskaną wolnością, ale podczas ucieczki ma wypadek. Budzi się w nieznanym domu i poznaje dziewczynę, która jest inna....
_____________________________________________
No i jest prolog :) Mam nadzieję, że może być :D
Miłego czytania :D
_____________________________________________
No i jest prolog :) Mam nadzieję, że może być :D
Miłego czytania :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)