czwartek, 6 lutego 2014
Rozdział 2:
2 miesiące później...
Razem z Willem wszystko powiedzieliśmy mamie, nie była zła ani nic. Powiedziała, że możemy na nią liczyć. Dała mu jakieś ubrania, nawet nie wiem skąd je miała. W mieście nikt go nie rozpoznał, nikt nie zorientował się, że przechodzi obok księcia Liberii. Był bezpieczny. Ale jednak to kwestia czasu, aż nie natkniemy się na strażników czy Caleba, więc dlatego większość dnia spędzaliśmy na wzgórzu czy nad rzeką, gdzie nikt nie przychodzi. Czas w towarzystwie Willa był niezwykły, dowiedziałam się tyle nowych informacji o zamku, jak tam jest, jak się żyje. Wymienialiśmy się informacjami o naszym życiu i dzięki temu już znaliśmy się bardzo dobrze, jednak wiem, że on cały czas będzie zaskakiwał czymś nowym. Jest inny niż wszyscy, ale nie przez to, że jest księciem, nawet nie pokazuje tego. Zachowuje się tak jakby od urodzenia wychowywał się w prostej rodzinie. Jednak wychodząc z nim na spacer po mieście, mam wrażenie, że w każdej chwili ktoś krzyknie " To jest syn króla! Zawołajcie straż!". I później już go nie zobaczę. Ale w sumie, prędzej czy później i tak w końcu będzie musiał wrócić do zamku. Nie mam pojęcia jak zareaguję, ale dopóki tu jest... Jest dobrze, będę się zamartwiała jego zniknięciem, gdy już go tu nie będzie, ale jest i czuję się lepiej. Z takimi myślami wstałam z łóżka, które następnie poprawiłam i poszłam do łazienki się ubrać. Założyłam na siebie luźną, białą tunikę, jasne spodnie, i buty za kostkę, a swoje blond włosy z czekoladowymi pasemkami, rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół, gdzie jak zwykle byli już mama z Willem.
- Hej, wam. - Przywitałam się, a następnie usiadłam przy stole, na przeciwko szatyna.
- Hej. - Również się przywitał z uśmiechem, a ja nie byłam dłużna.
- Nareszcie wstałaś Vinesso. Zjedzcie śniadanie. - Powiedziała, stawiając talerz z kanapkami.
- A ty nie jesz? - Spytałam się.
- Nie, ja już jadłam wcześniej. - Odpowiedziała. Patrząc się na nią, dopiero teraz zauważyłam, że ma zmartwiony wyraz twarzy.
- Mamo, czy coś się stało?
- Po prostu widziałam dzisiaj na mieście pełno strażników, a jeszcze Caleb przyjeżdża dzisiaj. - Odpowiedziała jeszcze bardziej zmartwiona, a ja z przerażeniem spojrzałam na chłopaka.
- Nie martw się, nie znaleźli mnie przez 2 miesiące, będzie dobrze. - Powiedział widząc mój wzrok.
- I oto chodzi. - Wstałam od stołu. - Nie znaleźli cie, aż dwa miesiące! Bo nie było tu aż tak wielu strażników! A teraz ma jeszcze przyjechać Caleb, wiesz o tym, że jako generał, będzie musiał sprowadzić cie z powrotem do zamku! - Krzyknęłam, a następnie wybiegłam z domu. Skierowałam się w stronę wzgórza. Nie wiem ile czasu zabrało mi dotarcie tu, ale gdy tylko już byłam na wzgórzu, usiadłam na trawie i zaczęłam wpatrywać się w miasto. Nie chciałam myśleć o tym, że Willa by tu nie było. Przyzwyczaiłam się, że gdy wstaję rano, on już jest na dole w kuchni, że idziemy razem na wzgórze. Odkąd go bardziej poznałam, stał się moim przyjacielem, wiem że mogę mu ufać. Nie chciałam stracić go, tak jak straciłam ojca. Czułam jak słone łzy spływają po moim policzku, zawsze tak reagowałam na jakąkolwiek wzmiankę o tacie.
- Wszystko w porządku? - Rozpoznałam głos Willa, który już siedział obok mnie.
- Tak... wszystko jest dobrze. - Odpowiedziałam, a po mojej twarzy jeszcze mocniej spływały łzy.
- To dlaczego płaczesz? - Spytał się znowu, tym razem bardziej mi się przyglądając.
- Po prostu rozmyślałam o tym, że nie chce aby cie znaleźli, bo jeśli by się tak stało, nie zobaczyłam bym cię już w ogóle, zniknąłbyś tak jak mój tata.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment aby pytać o to, ale jak to twój tata zniknął?
- Gdy miałam dziewięć lat, mój ojciec razem z myśliwymi poszli do lasu, na polowanie. Obiecał mi, że nim się obejrzę, będzie z powrotem. Minęły trzy dni, jak myśliwymi wrócili do miasta. Razem z mamą zaczęłyśmy wypatrywać tatę, ale wtedy podszedł jeden z nich i powiedział, że tata zaginął. Zorganizowano grupę poszukiwawczą, szukali go dwa tygodnie, niestety nie znaleźli żadnych śladów ojca. - Z trudem opowiedziałam mu o tym. To wspomnienie było dla mnie jak nóż wbity w plecy.
- Rozumiem co czujesz. Ale mimo tych przeżyć, jesteś silna. - Na te słowa prychnęłam.
- Nie jestem silna, tylko udaję. To wzgórze, na którym siedzimy, ma dla mnie szczególne znaczenie. Razem z tatą zawsze tu przychodziliśmy. Nawet mama nigdy nie do wiedziała się o nim, to był sekret mój i taty. To tutaj spędzałam z nim popołudnia i wieczory. Dlatego, więc gdy nie mam co robić, to przychodzę tutaj i daję upust emocjom, bo wiem, że nikt mnie tu nie zobaczy. - Czułam jak na sercu robi mi się lżej, gdy to mówiłam.Nie pamiętam momentu, kiedy mnie przytulił, ale tego mi było potrzeba.
- Posłuchaj, naprawdę mi się tutaj spodobało. Spotkałem wspaniałych ludzi, o których rodzice nigdy mi nie powiedzieli. Poznałem twoją matkę, a przede wszystkich miałem szczęście, bo poznałem ciebie. Mimo tego co mówisz, jesteś odważna i silna, a dzięki temu przetrwasz. Jeśli tak się stanie, że znowu wylądują w zamku, to zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby znowu tu trafić, żeby zobaczyć się z tobą, ale jeśli nie uda mi się uciec, możesz być pewna, że czas spędzony tutaj, z tymi wspaniałymi ludźmi, z twoją matką i z tobą, jest najlepszą rzeczą jaką kiedykolwiek mogłem sobie wymarzyć. - Jego słowa były takie wspaniałe, podniosły mnie na duchu i to bardzo.
- Chodźmy już. - Oznajmiłam, a następnie udaliśmy w stronę powrotną.
Tak jak mówiła mama, w mieście roiło się od straży, dlatego z Willem musieliśmy być ostrożni. Gdy już doszliśmy do domu i lekko uchyliłam drzwi, usłyszałam jak mama z kimś rozmawia.
- Na pewno za niedługo przyjdzie, z resztą znasz ją, jak gdzieś pójdzie i się zasiedzi może wrócić naprawdę późno. - Powiedziała mama.
- Nie powinnaś jej na to pozwalać. - Od razu rozpoznałam ten głos. Należał on do Caleba. Po cichu przymknęłam drzwi i pociągnęłam za sobą Willa.
- Co się stało? - Spytał się, gdy wchodziliśmy do stodoły.
- Caleb jest. - Odpowiedziałam i usiadłam na belce słomy, a chłopak obok mnie.
- No to problem. Co z tym zrobimy?
- Nie wiem. Na razie trzeba się dostać do domu i chyba mam plan. - Uśmiechnęłam się. Widząc pytające spojrzenie Willa, kontynuowałam. - Wejdziesz przez okno do swojego pokoju, ino wtedy będziesz musiał być naprawdę cicho. Ja tymczasem wejdę frontowymi, przywitam się i tak dalej. Następnie zgarnę jedzenie i najwyżej posiedzimy u ciebie lub u mnie. - Wyjaśniłam swój genialny plan.
- To się może udać. - Powiedział i wstał. - Chodź, im szybciej to zrobimy tym lepiej. - Wstałam i udaliśmy się w stronę tyłów domu. Przy oknie Willa była drabina, więc nie trzeba było się wysilać. Gdy już upewniłam się, że jest w pokoju, udałam się do frontowych drzwi. Gdy już doszłam wzięłam wdech wydech i otworzyłam drzwi.
- Caleb! - Zawołałam.
- Ja też się cieszę, że cię widzę Vinesso. Gdzie byłaś tak długo? - Spytał się, gdy zaczęłam przygotowywać posiłek.
- No wiesz, tam i tu. - Odpowiedziałam wymijająco.
- Może tak jaśniej? Jakby nie patrząc jestem twoim opiekunem, nie licząc twojej mamy.
- Właśnie! Opiekunem, nie ojcem, więc mogę chodzić, gdzie chcę i kiedy chcę, a tobie nic do tego. A teraz idę na górę, życzę udanego dnia. - Wzięłam tacę, na której był talerz z kanapkami, dzbanek gorącej herbaty i dwa kubki. Następnie schodami skierowałam się na górę. Pokój Willa znajdował w prawym korytarzu, po lewej stronie, i tam właśnie się udałam.
____________________________________________
I jest już 2 rozdział ! :) Za błędy bardzo przepraszam.
Pozdrawiam :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz